paź 05 2003

The aftermath...


Komentarze: 2

Ten wpis w zasadzie powinien był się pojawić wczoraj, ale wczoraj byłem zdecydowanie zbyt wściekły żeby pisać... myślałem, że apogeum wściekłości miałem w piątek – myliłem się, nastąpiło ono wczoraj, po tym jak dowiedziałem się pewnych rewelacji, jakie krążą po uczelni na temat Dizzy i mnie, i naszego rzekomego związku tudzież czegokolwiek innego, co tam wymyślił inicjator tych plotek... a raczej inicjatorka, bo drogą eliminacji, wykluczając innych potencjalnych obmawiających mnie za plecami ludzi, pozostały w gronie podejrzeń dwie osoby, dwie kobiety, w tym sama Dizzy, jednak nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby rozpuszczała plotki na własny temat... tym niemniej należy wziąć pod uwagę każdą ewentualność...

Najgorsze jest to, że te pomówienia dotarły do pewnego osobnika, którego chronicznie nienawidzę, również znajomego z roku... sprawę pogarsza fakt, że miał on mały romans z Dizzy kilka miesięcy temu... nie wiem, jak to załatwić, ale jestem pewien, że poleje się krew, i to bynajmniej nie moja...

Ale cała sytuacja ma swoja dobrą stronę – przynajmniej teraz wiem, że było błędem wychodzić do ludzi i ofiarować im siebie, powinienem był trzymać się swych stałych wartości i nie mieć nic wspólnego z tym zaplutym motłochem... dobrze, teraz jedyne, co pozostaje to mieć gdzieś wszystkich, którzy powtarzają o mnie takie bzdury, a że nie wiem dokładnie kto to, należy profilaktycznie mieć gdzieś wszystkich, to jedyne słuszne wyjście... prawie, bo jednocześnie przez całą tę sprawę dowiedziałem się komu chyba mogę ufać, kogo mieć głęboko gdzieś, a kogo muszę zabić, albo lepiej porządnie okaleczyć... na przykład wyrwać kłamliwy jęzor...

Abstrahując od tej sprawy, napisałem Dizzy list, a raczej wiadomość... w ten sposób mam nadzieje wyjaśnię jej pewne kwestie, a zrobię to, bo mimo wszystko zdecydowałem się jakoś załagodzić ten spór, skoro już popełniłem ten błąd i wszedłem z nią w rozmowę... powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B... w czym niestety wydatnie przeszkodzą mi te ploty... ooo, niech ja się dowiem kto to wymyślił, a raczej niech zdobędę niezbity dowód na potwierdzenie mych domysłów, a będzie się działo...

Jestem pewien, że jeszcze niedawno byłoby mi żal Dizzy, bo ja to ja, a było nie było gdyby nie ja, nie stałaby się ona obiektem plotek... ale jak mówiłem, to mogłoby się zdarzyć, gdyby nie zaszły pewne rzeczy ze strony samej Dizzy... na przykład brnięcie w kłamstwo... a byłoby mi jej żal, bo ja wprawdzie byłem na granicy wpadnięcia w Szał, ale tai stan ma to do siebie, że jest niezwykle intensywny i niebezpieczny dla otoczenia, ale w miarę szybko przechodzi... a jeżeli te ploty dotarły do Dizzy, to grozi jej dołek, ona po prostu taka jest... ale jako się rzekło, nie jest to już mój problem...

meier_link : :
Elżbieta
07 października 2003, 12:32
Sorki za te smuty ... tak mi się przypomniało ... brakuje mi Ciebie ... daj znak, że jesteś i jeszcze mnie pamiętasz. Pozdrówka - elka.
Elżbieta
05 października 2003, 23:17
Plotki, to coś, co już z samej nazwy jest złe. Mnie też dopadły i to w najmniej spodziewanym momencie. Na dodatek były tak niewiarygodne, że jak się dowiedziałam, że mój - jak myślałam - najlepszy przyjaciel w nie uwierzył, to postanowiłam na długo zapomnieć o jakichkolwiek przyjaźniach, a damsko - męskich w szczególności. W efekcie odsunęłam się od wszystkich, którzy w jakimkolwiek stopniu mieli z tą sprawą cokolwiek wspólnego, nawet od tych, którzy wprawdzie jeszcze nic nie wiedzieli, ale mogli się wkrótce dowiedzieć. Nie zawsze jest taka możliwość, ja ją miałam, wszystkie te osoby musiały odejść z pracy, a zastąpili je inni, z którymi już nie spoufalałam się w najmniejszym stopniu. Moja obecna sytuacja wygląda tak, że w pracy z nikim nie rozmawiam na gruncie towarzyskim, natomiast wszyscy moi znajomi, to zaledwie cztery osoby: trzech facetów i Maja w realu plus liczne grono przyjaciół netowych. Jest to o tyle wygodne, że mam wyjątkowy talent do kontaktu z

Dodaj komentarz