Of Lady Joanna...
Komentarze: 2
O Joasi mam jednocześnie najwięcej i najmniej do napisania... Joasia jest mi zarówno bliska, jak i odległa... jak sama nieraz powiedziała, jest moją pokrewną duszą, ale mieszka bardzo daleko... nie wiem, niektórzy mówią, że tak jest dobrze... ale ja nie jestem pewien... a raczej nie byłem, do niedawna... teraz jestem nie tyle niepewny, ile absolutnie skołowany... bo są takie momenty, kiedy chciałbym do Niej przyjść, mocno przytulić, a odchodząc pocałować w czółko na dobranoc... i naprawdę bardzo chcę wierzyć, kiedy Ona mówi mi, że również chciałaby tego... ale teraz nastaną prawdopodobnie także inne momenty...
Znamy się z Joasią kilka miesięcy i przez cały ten czas nasza znajomość rozwijała się bez najmniejszych zgrzytów... może to dobrze, może źle, nie wiem... ale tak było... cały ten czas poznawaliśmy się i za każdym razem, gdy odkryliśmy coś o sobie, reakcją był podziw, jeszcze większa sympatia i... ciepło, rosnące z każdym słowem i przenikające do głębi... przynajmniej u mnie tak było, nie wiem, czy Ona czuła to samo... choć gdy nasza znajomość się rozwinęła, Ona czyniła mi bardzo kwieciste wyznania...
Jest po prostu taką osobą... małą istotką o przeogromnym sercu... może i naiwną, ale przez to kochaną... jej naiwność jest słodka... nie wynika bynajmniej z głupoty, gdyż Joasia jest bardzo inteligentna i oczytana... wynika raczej z Jej dobroci, gdyż Joasia jest dobrym człowiekiem ... ciepłem, jakie mi ofiarowała, można by obdzielić z dziesięć osób... nie wiem, co takiego jest we mnie, co sprawiło, że powiedziała mi wszystkie te rzeczy, jakie powiedziała i jakie dla mnie zrobiła lub których zrobienie ma w planach...
Mamy nawet z Joasią wspólny plan na ferie zimowe, albo inną okazję... chcielibyśmy spędzić noc we dwoje na jakimś zamku... wymyśliliśmy sobie, że Ona będzie w szkarłatnej sukni, a ja w czarnej aksamitnej, pelerynie... przyjechałbym po Nią, pojechalibyśmy na zamek... i przechadzali się nocą po jego murach, przy pełni księżyca... z kielichami czerwonego wina w dłoniach... a w tle grałaby muzyka Ronana Hardimana...
Gdybym znał Joasię dłużej, umieściłbym Ją na samym początku tego cyklu... na piedestale... długość znajomości nie jest tu kryterium... ponadto gdybym chciał być taki pryncypialny, Joasia zajęłaby w tym cyklu dalszą pozycję... ale nie zajmie, zajmie bardzo wysoką... jak mówiłem, gdyby nie krótszy okres znajomości, umieściłbym Ją na początku, przed Lucyferką i Dziedzicem...
'74-'75...
Gdyż, co zrozumiałe, ani Dziedzic, ani Lucyferka nie wypowiedzieli i nie wypowiedzą mi tych słów, co Joasia...
'74-'75...
Tych najcenniejszych... po usłyszeniu których pije się ciężkie, słodkie, czerwone wino...
'74-'75...
A które wypowiedziała do mnie Joasia...
'74-'75...
Dodaj komentarz