wrz 21 2003

The only one who loves is the one with the...


Komentarze: 5

Słowo się rzekło - od niniejszego wpisu zamierzam rozpocząć cykl rozważań pseudofilozoficznych na moim blogu... dla ewentualnych czytelników oznacza to jeszcze większą nudę niż dotychczas... ale i tak czytają to raptem trzy? cztery osoby? Reszta, która tu czasem przez pomyłkę zajrzy, niezwykle mało mnie interesuje. Tyle tytułem wstępu. Przechodząc do meritum: problem poruszany w dzisiejszych wyn(at)urzeniach został mi podpowiedziany przez Agnieszkę, a jest on o tyle godny omówienia, że utożsamiam się z nim także ja.

Samo zagadnienie (chociaż jeżeli chodzi o mnie nie jest to znowu aż taki wielki problem) polega na tym, że... hmm... nie, zaczniemy inaczej.

Naturalną reakcją ludzi na mnie jest w najlepszym wypadku nieufność i rezerwa. To jest jasne i oczywiste, dlaczego tak jest, tłumaczyć nie trzeba. Nie winię nikogo za to, że mi nie ufa; prawdę mówiąc mam to gdzieś. Nie m0am zamiaru się reklamować "jaki to ja jestem super, tylko nikt tego nie widzi". Nie o to chodzi. Chodzi o to, że, wierzcie mi lub nie, ktokolwiek to czyta, ale mam wobec ludzi, których zdecyduję się w jakiś sposób zauważać, naturę opiekuna, szczególnie wobec kobiet. Nie znoszę na przykład, gdy ktoś płacze. Nienawidzę, jak ktoś, kogo hmmmm... zauważam jest smutny, coś mu dokucza, jest mu po prostu "nie tak". Zagwozdka polega na tym, że nawet ci, którym chciałbym pomóc nie są zainteresowani przyjęciem tej pomocy - a na pewno nie ode mnie. To mi przeszkadza. Ludzie nie są mi potrzebni w egzystencji poza nawiasem absolutnej konieczności (no, nie tak do końca wszyscy), tym niemniej... cóż, jedną z niewielu rzeczy, jakie mnie bolą, jest odrzucenie ręki, jakią wyciągam - bo jeżeli już to robię, to znaczy, że "odbiorcę" uważam za godnego tej pomocy. Nie chcę się tu mienić jakimś snobem i zadzierać nosa - mówiąc "godnego" mam na myśli po prostu zasługującego.

Z drugiej strony - nie mogę się zanadto dziwić ludziom, którzy mojej chęci pomocy nie przyjmują. To tak jak z zaufaniem - nie moga mi ufać, nie pozwolą sobie również pomóc. To proste.

Prawda - jak zwykle w takich sprawach - leży pewnie pośrodku. Tym bardziej, że często moja ingerencja przynosi danej osobie tylko więcej zmartwienia. No, ale tutaj to już zupełnie nie ma się czemu dziwić. W końcu kto przyjąłby pomoc i ramię od kogoś, kto ma serce z kamienia?

meier_link : :
ulka
09 października 2003, 00:01
Mam doła. Olbrzymiego. Nikt jeszcze nigdy nie miał takiego. Wczoraj miałam dołek psychiczny, który pogłębiał się i dziś wieczorem osiągnął niewyobrażalną głębokość. Właśnie jest północ, czyli zaczyna się trzeci dzień moich męczarni. Mam ph, tak olbrzymiego, że chyba przestanę rozmawiać z jakimikolwiek facetami. Bo ile można płakać? Ja już nie mam sił. Piszę to tu, bo nie mam komu tego powiedzieć ani gdzie napisać, mam nadzieję a nawet pewność, że nikt tego nigdy nie zobaczy. HELP MEEEEE !!!
Miss L.
01 października 2003, 00:40
Bonsoir Monsieur, Serce z kamienia koliduje z wrażliwością na płacz i opiekuńczością wobec kobiet (itp), nie uważasz? Chyba, że tutaj ukryty jest głębszy metaforyczny sens, którego nie dane mi było się doszukać... Rozumiem to rozgoryczenie w momencie, gdy ktoś odrzuca Twoją pomoc, bo to przecież w zależności od rangi danej sprawy zawsze boli (czasem mocno jak diabli, a czasem tylko lekko pokłuje). Coś w tym jest, ja też to mam... i zdaje mi się, że ma to związek z wyborem tygrysa w pewnym psychoteście. Pamiętasz interpretację? ;-> Hmm... jeśli chodzi o zaufanie, to uważam, że jest ono warte funta kłaków jeśli bazuje na first impression. Na takie prawdziwe zaufanie, jakim ktoś Cię obdarza trzeba sobie zapracować. I zdaje mi się, że to umiesz, bo w przeciwnym razie nie byłoby mnie teraz tutaj, what do U think? Chylę czoła. Au revoir. -M. Ps. Zaś co do otoczenia, które bezustannie odrzuca Twoją wyciągniętą rękę, to radziłabym Ci je uważniej po
21 września 2003, 20:27
interesujacy wpis.ja przestalam juz oferowac pomoc.wszyscy wiedza ze moga sie do mnie zwrocic i albo to robia albo nie.Pozdrawiam
Zealot
21 września 2003, 20:17
Hmmm... pozwoliłem sobie na kometarz tego "wyn(at)urzenia", jak sam nawałeś. Mówiąc szczerze to się dziwię... Wiem, że ejstem osobą, która podchodzi do wszystkiego zbyt optymitycznie i mimo, ze tak naprawde nie ufam nikomu w tradycyjnym sensie, to jednak jak Cie spotkalem po raz pierwszy wywarles na mnie osoby godnej zaufania....
Anioł Mroku
21 września 2003, 07:18
Hmmm..Ciekawe wywody..W pewnym momencie poczułam, ze chodzi o mnie...Wiesz szczerze mówiąc ja bym przyjęła " pomoc i ramię od kogoś, kto ma serce z kamienia?".....Przyjęłabym z otwartym serce i umysłem, ostatnio postanowiłam się zmienić..No i mam radykalne zmiany, najpierw są w wglądzie, a teraz beda w duszy....Ale do tego bede potrzebowała Twojej pomocy, zgodzisz sie na to??

Dodaj komentarz